Trzeciego dnia festiwalu, 29 czerwca, w ramach konkursowego pasma On Air widzowie mieli okazję obejrzeć film „Barren” w reżyserii Mordechaia Vardiego. Po seansie odbyło się spotkanie z reżyserem.
„Barren” to historia, gdzie głęboka wiara i religia mieszają się z
człowieczeństwem. Ultraortodoksyjne, bezdzietne małżeństwo — Paige i
Naftali — mieszka z rodzicami męża w Safed w Izraelu. Podczas
nieobecności męża, który pojechał pomodlić się o dziecko przy grobie
rabina Nachmana, ojciec zaprasza gościa. Rodzi się nadzieja, że może on
uleczy bezpłodną kobietę.
Andrzej Rossa rozpoczął spotkanie z reżyserem filmu słowami:
Tylko rzeczywistość potrafi być bardziej zaskakująca niż fikcja.
Chciałem potwierdzić, czy rzeczywiście ten film został oparty na
prawdziwych wydarzeniach.
Mordechai Vardi potwierdził, że historia opisana w jego filmie opiera się na prawdziwych wydarzeniach.
Faktycznie jest to historia, która jest oparta na faktach. Miały
one miejsce w dziewiętnastym wieku, w 1850 roku. To była historia, która
wydarzyła się na Węgrzech, gdzie rabin w wieczór szabatu trafił do
domu, ponieważ potrzebował noclegu. Była tam też kobieta, a jej mąż nie
był obecny.
Gość w środku nocy ją zbudził i przedstawił się jako prorok.
Powiedział, że ona ma powić Mesjasza. Poczęcie Mesjasza musi się odbyć
między nimi, ponieważ nie ma jej męża. Kobieta, nauczona posłuszeństwa
wobec rabinów, zgodziła się.
Powstał dylemat, kiedy mąż wrócił i się o tym dowiedział.
Zwrócono się do rabina na Węgrzech, który nie wiedząc, co zrobić,
odesłał sprawę do rabina w Niemczech. Tam po raz pierwszy doszło do
rozstrzygnięcia, że kobieta poddała się autorytetowi i nie jest to jej
wina. Uznano to za gwałt i stwierdzono, że małżeństwo nie musi być
rozdzielone.
Kontrowersyjne jest to, że reżyser sam jest rabinem, a pokazał
problem kobiet wykorzystywanych przez mężczyzn, którzy posiadają władzę
opartą na religijnym autorytecie. Vardi opowiedział, jakie intencje
towarzyszyły mu podczas pracy nad filmem.
Chciałem na to zjawisko zwrócić uwagę. Na dowód tego, że ten
temat rezonuje, po seansie tego filmu podeszła kobieta, która pokazała
korespondencję z rabinem na WhatsAppie. Wskazywała, że zostały
przekroczone czerwone linie. To jest podnoszenie świadomości tego
zjawiska.
Otwarte mówienie o wykorzystywaniu kobiet i to pod pretekstem wiary i
religijnego autorytetu mogło sprowadzić na reżysera-rabina ostracyzm.
Na spotkaniu padło pytanie, czy się tego nie obawiał.
W tym filmie nie kreślę jednoznacznego wizerunku rabinów, są tu
rabini, którzy odgrywają pozytywną rolę. Jednak trzeba uczulać ludzi, że
może dochodzić do negatywnych zjawisk.
Kwintesencją spotkania jest zdanie reżysera o judaizmie i szerzej o religii w ogóle.
Dla mnie judaizm jest niezwykle humanistyczny i w takim duchu
robiłem ten film. Jednocześnie mówi on o tym, że w podążaniu za prawdami
religijnymi musimy kierować się zdrowym rozsądkiem.
Ewa Mórawska